«Dzicia źnikła — nie zmoh zastacca doma». Šosty dzień pošukaŭ Maksima Ziańkoviča
Amal 3 tysiačy hiektaraŭ pračesany, 10 kiłamietraŭ raki abśledavany vadałazami, u apieracyi zadziejničana kala dvuch tysiač čałaviek, piša «Minskaja praŭda».
Pošuki Maksima Ziańkoviča ŭ Biarezinskim rajonie praciahvajucca bieź pierapynku ni na chvilinu. U Karbaŭskim pa-raniejšamu huduć matory kvadracykłaŭ i hienierataraŭ, śvieciać fary i nie zmaŭkaje hołas racyj.
Dobraachvotniki nie razychodziacca navat nočču — kožny vieryć, što mienavita siońnia chłopčyka ŭdasca znajści. Dla socień ludziej pošuki stali spravaj sumleńnia. Nichto nie ličyć hadziny — tolki kiłamietry, projdzienyja pa bałotach i lesie.
— Pryjechali, u internecie bačyli, što šukajuć chłopčyka. Vyjšli dapamahčy, prybyli pa dzicia. Usio, — kaža Ihar, jaki siońnia zapisvajecca ŭ dobraachvotniki. — Ciapier budziem ceły dzień šukać. Uziali adhuł na pracy, kab być tut.
Andrej — apieratar ź Minska. A piataj ranicy jon zakryŭ rabočyja spravy i vyjechaŭ u Biarezinski rajon.
— Uziaŭ dzień biez zachavańnia zarobku. Dzicia źnikła — nie zmoh zastacca doma, — kaža Dźmitryj. — Možam pračesvać les, šukać u tych miescach, kudy technika nie prachodzić.
— Ratavalnych navykaŭ u nas niama, ale jość žadańnie dapamahčy. Hałoŭnaje — kab pošuki nie spynialisia, — dadaje jon.
U łahiery pa-raniejšamu šmatludna. Chtości viartajecca ź lesu, chtości tolki prybyvaje. Pakul harać fary kvadracykłaŭ i hrejucca ruki kala vohnišča — nadzieja nie zhasaje.
Maksim źnik u subotu, 8 listapada ŭ vioscy Karbaŭskoje, kudy pryjechaŭ z baćkami na vialikija vychodnyja. Mama i dziadula ŭ subotu pajechali na poštu, a kali viarnulisia, to pabačyli, što chłopčyk prapaŭ z rovaram, pajechaŭšy ź vioski. Situacyja ŭskładniajecca tym, što dzicia maje aŭtyzm, składana idzie na kantakt i možna nie reahavać na kryki ratavalnikaŭ i vałancioraŭ.