BIEŁ Ł RUS

Źmicier Daškievič. Humovy tapak

22.02.2013 / 16:32

— Padymajsia, Dzimon! — harłaniŭ nad vucham Achmied, trasučy mianie za plačo.

Ja ledź raspluščyŭ vočy, ź jašče bolšymi vysiłkami padniaŭ hałavu i hlanuŭ na jahony ciomna-matavy tvar, jaki za čas kamiernaj adsidki nikolki nie źmianiŭ svoj kaŭkazski koler.

— Kolki času? — praburčaŭ ja, pavaliŭšyŭsia nazad u padušku.

— A vośmaj.

— Dyk što ty tłumiš mnie rozum?! U mianie šče piać hadzin! Ty ŭčora drychnuŭ uvieś dzień, i ja ciabie nie padymaŭ.

— Nie, nie ŭ hetym sprava — tam ciabie sa šmotkami zamovili.

— Ź jakimi šmotkami? Chto zamoviŭ? — zapytaŭ ja, sieŭ, pa-uschodniamu skruciŭšy nohi, na druhim paviersie trochpaviarchovych naraŭ, jakija my dzialili z Achmiedam na dvaich: moj čas byŭ z 13.00 da 01.00.

U hety čas adčyniłasia «karmuška», i «pradolny» zahadaŭ źbiracca.

— Nu što, adčalvaješ ad nas? — padyšoŭšy da mianie, zapytaŭsia Paša, ź jakim my ledź «vyhrabli» ŭčora z karciožnaj zavaruški.

Ja kinuŭ jamu z uśmieškaju:

— Dyk kolki možna ciarpieć vas tut, złych zekaŭ?

— Heta tak… — skazaŭ jon. — Mo ŭsio ž zavaryć što na darožku?

— Davaj, — zhadziŭsia ja i tut ža, uzhadaŭšy, jak robić harbatu Paša, papiaredziŭ: — Tolki nie smału!

— Łajt, Dzimon! Ty ž viedaješ, jak ja varu!

— Aha, viedaju, tamu i kažu.

Praz 15 chvilin ja byŭ hatovy na vychad, i my pa čarzie rabili pa dva hłytki z adnaho kubka, siedziačy na Pašavaj škoncy — nižnich vuhłavych narach, dzie zvyčajna mieściacca samyja aŭtarytetnyja pradstaŭniki zekaŭskaj narodnaści. Sam Paša, što praŭda, nie błatavaŭ, škonka pierajšła da jaho ad siabra — Antochi Zialonaha, ź jakim pa voli jany razam prakołvali nakradzienyja ŭ mietro hamancy i razam, z adnoj ihły, padniali VIČ. Antocha ž, try miesiacy panavodziŭšy paradak u kamiery, paru dzion tamu pajechaŭ na zonu.

— Jak nadakučyli hetyja pierajezdy, Paš, kab ty viedaŭ!

— Ja dyk viedaju. Bolš napružvajučaha niama ničoha ŭ turmie, jak pastajanna matacca tudy-siudy.

— Kab chacia viedać kudy, a to ž nikoli ničoha nie havorać.

— A što, nie skazali tabie?

— A chto skaža?

— Zaraz pasprabuju daviedacca.

Paša rušyŭ da dźviarej. Ab čym jon tam havaryŭ, ja ŭ hetym harmidary nie čuŭ, ale i pa žestach padčas jahonaj razmovy z «pradolnym» było zrazumieła, što ničoha jon nie damožacca.

— Dy jon — ni be ni me — staršynka heny, — złosna vymaviŭ Paša, siadajučy pobač. — Ty vo što…

— Nu?..

— Kali pryjdzie korpusny za taboju, prapar, ty ŭ jaho zapytaj, a nie skaža, prosta admaŭlajsia vychodzić. Ja tak zaŭsiody rablu.

— Vidać, tak i zrobim, — zhadziŭsia ja i rasšpiliŭ svoj kiešar, jaki pierad tym pastaviŭ tut ža, pobač z narami. — Heta ŭsio dobra, ale treba niešta i prezientavać tabie na pamiać.

— O! — abradavaŭsia Paša. — Sała prezientuj!

— Aha, dzie tut brać toje sała z hetymi trahładytami? — pažartavaŭ u adkaz i ja.

— Na vo, — praciahnuŭ ja jamu nievialikuju knižycu pra Chrysta «Nie prosta ciaślar», — nie chlebam adzinym!

Paša ŭziaŭ tvor Džoša Makdaŭeła, masava vydadzieny jašče na styku epoch, u hady nacyjanalna-duchoŭnaha adradžeńnia.

Pa-biełarusku?

— Nu, a jak ža?! — uśmichnuŭsia ja. — Čytaješ na movie?

— Kaniešnie. Ja choć z-za narkaty hetaj škołu nie skončyŭ, ale ž jak-nijak biełarus!

Z supiarečlivym pačućciom sumu i lubovi pahladzieŭ ja na Paŭła i adčuŭ, jak mnie navat škada raźvitvacca z hetym čałaviekam — niejkaja siabroŭskaja iskra zbliziła nas siarod 50 murašoŭ.

— Dzie Daškievič? — kryknuŭ niechta ad dźviarej.

— Na miescy! — adhuknuŭsia ja.

— Pryjšli pa ciabie!

Ja padyšoŭ da dźviarej, la jakich stajaŭ korpusny z majoj kartkaj.

— Sabraŭsia? Davaj chucieńka, i tak zatrymalisia!

— Pasłuchaj, a kudy mianie pieravodziać?

-- Tam pabačyš!

— Kali tam hetki ž biedłam, ja nikudy nie pajdu.

Praparščyk ździŭlena hlanuŭ na mianie i zrabiŭ bolš łahodny tvar.

— Narmalnaja tam kamiera, narmalnaja.

Ja moŭčki hladzieŭ na korpusnoha, razvažajučy, vieryć jamu ci nie.

— Dy narmalnaja, ja tabie havaru! — paćvierdziŭ jon jašče raz. — Pajšli, tolki pa-chutkamu.

— Ładna, zaraz zabiaru rečy.

— Davaj, Paš, — pramoviŭ ja, praciahvajučy ruku, — pajdu šukać ščaścia.

— Nu, trymajsia tam, Dzimon! Jak treba budzie što, viedaješ, jak mianie znajści.

My pacisnuli ruki.

— Dziakuj, siabar, viedaju.

Ja ŭchapiŭ svaju torbu i pasunuŭsia da vychadu. Z usich bakoŭ zahučali hałasy:

— Nu ŭsio, apazicyja, davaj!

— Źmitruk, sustreniemsia na barykadach!

— Davaj, Dzimon, jak budzie daroha, adpišy!

Davajcie-davajcie! — raźvitaŭsia ja, ciahnučy svaje manatki. — Jak budzie, adpišu.

Padchapiŭšy pad pachu jašče i matrac, kimści dla mianie skručany i pakładzieny la paroha, ja vyjšaŭ z kamiery i huknuŭ u adčynienyja dźviery:

— Žyvie Biełaruś!

— Žyvie! Niachaj žyvie! Žyvie viečna! — zabuchała navučanaja doŭhimi treniroŭkami chata.

Čytajcie taksama:

Kamientary da artykuła